Nadgorliwość czy złośliwość - znalezione w sieci

Urzędnicze ujeżdżanie byka czy dojenie krowy ?

Ośmielono się napisać pismo do Urzędu z pytaniami i prośbami. Urzędnicy dzielnie, oprócz tego, że dziennie (z wyłączeniem oczywiście cotygodniowych i prawnie ustanowionych urzędniczych dni świątecznych, ściślej soboty i jej jeszcze bardziej świątecznej sąsiadki – niedzieli), dzień w dzień, dzielnie niczym hiszpańską krwią trąceni toreadorzy, niestrudzenie bój wieczny-odwieczny z podłą gadziną, która pisze od zarania dziejów toczą.

I choć wykwalifikowani są i na wszelkie sposoby i nawet ponad miarę, to jakby na arenie nie tańcowali, jakby nowoczesnych i udoskonalanych trutek na zwierza nie stosowali, to i tak zawsze jakiś byk nogę im złośliwie podstawi i na bogu ducha winnym urzędniku kopyto swoje postawi, cielskiem swoim zwalistym honor erudyty na ziemię powali lub bodaj co gorsza!, bódł go będzie w umęczony od siedzenia zadek.

Ale tak jak to i podczas hiszpańskiej corridy bywa, byki, nawet te chudziutkie i niepozorne – papierowe, emocji sporo dostarczyć mogą, a i problemów nastręczyć nie omieszkają. Komuż bowiem ciśnienie nagle nie wzrośnie i adrenalina we krwi nie zahuczy, kiedy okazuje się, że oto w schludnej i bielą oślepiającej kopercie oprócz urzędniczej pisemnej oracji nawet nie tyle złośliwy chochlik, ile wielka złowroga krowa się chowa!

Na szczęście jednak byki, prócz swej złowrogiej facjaty, strzelistych gotyckich zdobień czołowych i królewskich pierścieni w nozdrzach, inną też, humorystyczną odsłonę mają.
Z taką właśnie miał okazję oko w oko stanąć nasz sołtys nieborak , kiedy to razu jednego, niestety pamiętnego, wpis i podpis uroczyście składał. Sława, ale i dobre serce jakoś go wybroniły, choć ślady na honorze, niczym wypalane na trzody chlewnej zadkach, po dziś dzień pozostały .

Byki za bardzo widać się rozmnożyły, a następnie rozpanoszyły na wyglancowanych na błysk i śliskich jak jasny szlag uliczkach , aż w końcu postanowiono ukrócić ten degradujący -pasterzy proceder. Sprawa jednak wcale taka prosta nie jest. Bo choć początkowo chciano „basta!” surowo powiedzieć, wziąć rozhulane towarzystwo za… rogi i za drzwi jurne bydło wyrzucić, to przez niedającą się tak łatwo z miejsca ruszyć zasiedziałą kupę mięcha, zmienić trzeba było plany i inne środki przymusu zastosować.

Społeczeństwo, jak wiadomo, mamy dzisiaj bardziej liberalne, toteż przymus przemocy równać się nie może. Każde dziecko nawet wie, że tylko słabi się biją, bo mocni umysłem przeszkody wszelkie obalają. Zamiast więc z bykiem wojować i od roga zginąć, postanowiono drobnej postury urzędników na kurs samoobrony wysłać.

Brawa należą się zatem nieustraszonym, którzy w następnym kroku na nowo odkrywać będą nieskończoną głębię językowej ekwilibrystyki i wygibasów, ortograficznych sideł i zasadzek, gramatycznych labiryntów oraz stylistycznych lodowisk i ślizgawek.

Nurtuje i wciąż ciekawi jedynie pytanie, co na obecny stan rzeczy wpłynęło i gdzie się podziewali sumienni uczniowie, kiedy to nauczyciele kijem wiedzę do głowy wbijali, próbując okiełznać niepokorne cudze latorośle. I ile lat siedzenia w boksie szkolnej ławy potrzeba, aby minimalizować w przyszłości powtórkę z rozrywki.

Szanse, przyznać trzeba, są ostatnio spore, oto bowiem za rok nowe wybory i od "areny" zależy którego byka lub torreatora oklaskiwać dalej będą.

Komentarze

Warto przeczytać